Byłam szamanką Memnona ale z powodu jego okrucieństwa do ludzi uciekłam. W pewnej wiosce usłyszałam opowieści o mężczyźnie który poskromił smoki i stworzył armię. Postanowiłam go odnaleźć. Po wielu dniach dotarłam do miejsca w którym ciężko było chodzić z powodu stromych pagórków. Usiadłam na pewnej łące i odpoczywałam. Nagle zobaczyłam w powietrzu dwa smoki. Jeden był samicą a drugi samcem. Zaczęły zbliżać się do lądowania. Po chwili ukazał się też trzeci. również samica. Na każdym smoku siedział mężczyzna. Pierwszy wylądował samiec po nim samice. Z samca zsiadł mężczyzna może kilka lat starszy ode mnie. Z pierwszej samicy około 16 letni chłopak. Z drugiej samicy starszy mężczyzna. Ten mężczyzna który siedział na samcu podszedł do mnie i powiedział:
-Witaj! Jestem Mathayus. Co tu robisz sama?
-Dzień dobry. Mam na imię Cassandra i szukam człowieka który założył armię smoczych jeźdźców.- Powiedziałam lekko zdziwiona jego wypowiedzią(myślałam że mnie przegoni).
-Dobrze trafiłaś. To ja. Jestem dowódcą Armii Wielkich Smoczych Jeźdźców. Jeśli chcesz do nas dołączyć to zapraszam.- Powiedział wesoło.
-Dziękuję. Właśnie taki miałam zamiar.- Powiedziałam zadowolona.
-Chodź lecimy do naszej kryjówki i twierdzy.- Powiedział patrząc się dziwnie w niebo.
Wziął mnie za rękę i podprowadził do swojego smoka. Wsadził mnie na siodło i usiadł przede mną.
-Trzymaj się!- Powiedział. Objęłam go i gdy się już mocno trzymałam smok nie wiem jak zaczął bez żadnej zachęty zamierzył się do startu. Mathayus jako jedyny nie nosił koszuli. W locie tak jakoś się przytuliłam do jego pleców. Po paru minutach wylądowaliśmy w jaskini. Wtedy zrozumiałam że chyba zakochałam się w Mathayusie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz